Szum myśli
Szum myśli rozpuszcza się w szumie fal,
wyzwalających i kojących pamięć,
która w ich rytmie pozbywa się ciężaru wspomnień,
stając się pustym workiem bez znaczenia.
Idę żwawo popychana przez wiatr,
jakbym szła po coś, a nie tylko na spacer.
Kontempluję ruchy mojego ciała
skupionego na samym sobie,
w milczącym zadowoleniu
z faktu bycia formą materii
i niczym poza tym.
Jak ten piach, morska piana
i źdźbło wydmowej trawy.
Głębokim wdechem zaznaczam,
że nadal tu jestem.
***
Obecność mew jest tu sporadyczna,
wizytują okolice tylko z obowiązku
bycia częścią morskiego pejzażu.
Zerkają na mnie z podejrzliwością
właścicielek terenu.
Niczego ciekawego nie znajdują,
bo i niczego tu nie ma,
poza wiatrem i ulatującymi z nim myślami.
***
Woda i niebo stykają się brzuchami swych bezmiarów.
Podążam wzdłuż trajektorii słońca
patrzącego w kierunku zachodu świata.
Towarzyszymy sobie kolejny wieczór,
spoufaleni wzajemnym milczeniem,
aż nie rozdzielą nas cienie zmierzchu.
Jutro też przyjdę odprowadzić cię tam,
gdzie zanurzasz się w swoim dalej.
***
Cisza przywołuje szelest świerszczy.
Przez las idzie się inaczej po zmroku.
Percepcja rozkłada szeroko skrzydła uważności,
gdy więcej słychać niż widać.
Niebo wije się nad głową, wykrojone kształtem ścieżki.
Ciemność zbliża do siebie krawędzie wszelkich form,
które wydają się być na wyciągnięcie ręki.
Zamykam oczy, by znaleźć się jeszcze bliżej,
zgubić poczucie oddzielenia i na chwilę uwierzyć,
że wszystko jest jednym.
Las pachnie z całych sił,
proporcjonalnie do stopnia mojego nienasycenia.
***
Przerywając dialog pomiędzy rozmyślaniem a łykiem kawy,
zatrzymałam się na chwilę przy oknie by sprawdzić, czy nie pada deszcz.
Ze śladami zbyt późnego przebudzenia pogrążyłam się na powrót
w półsen bezowocnych rozważań nie wiadomo o czym i postanowieniu,
że tak też jest dobrze.
Idealnie pasowałoby do tej pustej ciszy miarowe tykanie zegara,
gdyby jakiś tu był.
Ale czas odmierza się sam i bez jego pomocy.
***
Odpowiadam półuśmiechem
na powitanie mijającej mnie pary,
pozorując uprzejmość w tym nagłym
rozstaniu z moim planem na całkowitą
samotność w popołudniowym pejzażu.
Mijam ich jak ostatnią wartę
przed wkroczeniem na pustkowie niczyje,
a od tej chwili już tylko moje.
***
Chwilami starałam się wyłowić dźwięk pojedynczej fali.
Pojawiała się i natychmiast znikała w niepoliczalnej symfonii
kolektywnego szumu.
Łowiłam kolejną, później następną, w narastającym poczuciu
niemożności uchwycenia chwili i pozostania w teraz.
Byłam blisko, ale wszystko na powrót zlało się w jedną całość,
zmuszając do podążania za głosem niepokornego continuum.